Biżuteria, pudełeczka czy meble to tylko część rzeczy, które można stworzyć z bursztynu. W Muzeum Bursztynu można dowiedzieć się, jak powstaje morskie złoto i do czego nasi przodkowie używali tego niezwykłego kamienia. Jantar do dziś nie stracił na popularności, a nawet ją zyskuje – w kuchni!
Fot. Mariusz Cieszewski / Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Zwiedzający gdańskie Muzeum Bursztynu podziwiają prawdziwe cuda rękodzieła. Szkatułki, naczynia czy szachy wykonane są tam z płytek o różnych odcieniach i wzorach. Niektóre okazy wyłowione z Bałtyku mają rozmiar olbrzymiego bochna chleba, inne skrywają w sobie tajemniczych lokatorów. Muzeum pokazuje długą historię wydobywania i obróbki tego kamienia na polskich ziemiach i odkrywa przed zwiedzającymi tajemnice jantaru.
Płonący kamień
Unikatowa kolekcja okazów przyrodniczych ukazuje naturalne formy bursztynu w niezwykłych kolorach – od zupełnie białego przez złociste aż do zielonych, niebieskawych i niemal czarnych. Pod mikroskopem można tam także oglądać inkluzje zwierzęce czyli zatopione w żywicy owady, skorpiony i pająki.
Fot. Mariusz Cieszewski / Ministerstwo Spraw Zagranicznych
W kolejnych salach znajdują się zabytki sztuki dawnej pochodzące z neolitu, czasów rzymskich i wczesnego średniowiecza, aż do ,,złotego okresu” rozwoju Gdańska, kiedy miasto było jednym z najważniejszych ośrodków rzemiosła bursztynniczego. Nie brakuje również powiewu nowoczesności w awangardowych kreacjach wybitnych projektantów, których bursztyn zainspirował. Muzeum Bursztynu przeprowadza zwiedzających po niezwykłej historii, od kropli żywicy aż do wykonanych z niezwykłym kunsztem medalionów, sztućców, a nawet gry we flirt.
Fot. Mariusz Cieszewski / Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Tu można zrozumieć, dlaczego nasi przodkowie tak cenili niezwykłe morskie znalezisko. Arystotelesa fascynowała jego zdolność do elektryzowania się, stąd grecka nazwa jantaru – „elektron”. Ludzi zdumiewała także łatwopalność tego kamienia, stąd jego germańska nazwa „bernstein”, czyli „płonący kamień”. Dlatego w przeszłości wiele ton bursztynu po prostu... poszło z dymem. Kleopatra paliła bursztyn jako kadzidło, okadzano nim także później chrześcijańskie ołtarze. Stosowano go jako kaloryczne zastępstwo dla węgla czy drewna, pali się on bowiem niezwykle długo, a spalany w boksach dla koni mógł zapobiegać chorobom zwierząt.
Bursztyn dobry na wszystko
Nasi zafascynowani bursztynem przodkowie długo zastanawiali się, skąd on pochodzi i jak powstaje. Zaczęli go więc mylnie nazywać ambrą, ponieważ wierzyli, że powstaje z wydzielin kaszalotów. Ten błąd sprzed lat pozostał w niektórych językach, np. w angielskim, gdzie bursztyn to „amber”. Mimo że jego domniemane pochodzenie wydawało się dość nieciekawe, dawna medycyna doceniała jego właściwości. Nasze babki wierzyły, że wkładane pod pościel sproszkowane kamienie jantaru leczą bezsenność, a zażywane podobnie jak tabaka miały oczyszczać drogi oddechowe. Noszone na szyi bursztynowe korale miały być nie tylko piękną ozdobą, ale też zapobiegać infekcjom gardła i bólowi głowy.
Fot. Pixabay.com
Do dziś nie zapomniano o właściwościach leczniczych bursztynu. Niektóre salony kosmetyczne oferują zabiegi regenerujące z wykorzystaniem złocistego kamienia – kąpiel w wodzie z bursztynami oraz masaż gładkimi (ale nieoszlifowanymi) kamieniami bursztynu. Zwolennicy takich zabiegów twierdzą, że dodają one energii oraz neutralizują zły wpływ fal elektromagnetycznych, wytwarzanych przez urządzenia elektryczne. Kremy z dodatkiem jantaru są idealne dla cery dojrzałej, zmęczonej i suchej, wspomagają jej regenerację, ujędrniają i odmładzają oraz spłycają zmarszczki. Wzmacniają też zdolności immunologiczne skóry i dbają o jej odpowiednie dotlenienie i ukrwienie.
Skarb Bałtyku wspomaga także leczenie chorób tarczycy, schorzeń gardła, łagodzi poparzenia i dolegliwości skórne. Ma właściwości antybakteryjne, ułatwia gojenie ran i odnowę komórek. Zbawiennie wpływa na samopoczucie – obniża ciśnienie tętnicze, uspokaja i wzmacnia siły twórcze. Jednak nie każdy wie, że bursztyn może służyć nie tylko jako lek i środek pielęgnacyjny, ale także jako... składnik potraw i napojów. Można go z powodzeniem stosować w kuchni, aby gotować nie tylko smacznie i oryginalnie, ale również zdrowo.
Wakacyjna nalewka
Od lat na nadmorskich stoiskach z pamiątkami można nabyć buteleczki z bursztynem gotowe do zalania spirytusem. Taka nalewka ma łagodzić objawy astmy, reumatyzmu i nadciśnienia. Ponadto bursztyn wytwarza w ludzkim organizmie ładunki ujemne, które odpowiadaą za odporność i niwelują nadmiar ładunków dodatnich, powstałych na skutek przebytych chorób czy długotrwałego stresu. Aby samodzielnie stworzyć leczniczy napój, nie trzeba koniecznie biec do sklepiku dla turystów. Nieoszlifowane kawałki bursztynu ze starego naszyjnika po babci mają te same właściwości. Wystarczy przeciąć sznurek i wyparzyć kamyczki, a następnie przełożyć do butelki i zalać 96-procentowym alkoholem. Taką właśnie recepturę polecał ojciec Klimuszko na ogólne wzmocnienie organizmu.
Fot. Agata Zamorska
Zupa Neptuna
Zamiłowanie mieszkańców Trójmiasta do bursztynu widać wyraźnie w pewnej niezwykłej zupie. Na pomysł zrobienia tego dania wpadł Andrzej Ławniczak, kucharz z Pomorskiej Akademii Kulinarnej. Zupa zrobiona jest z polędwiczek łososia i flądry, jednak każdy turysta chce zakosztować tego specjału ze względu na dwa inne niezwykłe składniki – morszczyn i bursztyn. Dodatek bałtyckiego glonu nadaje potrawie posmak morskiej wody, a podlanie całości nalewką bursztynową sprawia, że zupa szybko rozgrzewa i jest źródłem cennych dla organizmu mikroelementów jak wapń, żelazo, magnez, potas, krzem i kwasy żywiczne oraz związki organiczne połączone z jodem. Przepis na tę potrawę oraz kilka innych kaszubskich smaczków znajdziecie tutaj.
Fot. Agata Zamorska
Jeśli chcesz pozwiedzać...
Bursztyn co chwilę zachwyca nie tylko pięknem, ale też ilością zadziwiających właściwości. Muzeum Bursztynu odsłoniło wiele jego tajemnic, inne zapewne dopiero czekają na odkrycie Osobom, którym nie wystarcza napawanie się widokiem złocistych kamieni, muzeum proponuje zwiedzanie... katowni. W cenie biletu można wejść do trzech w pełni wyposażonych sal więziennych, których oglądaniu towarzyszą płynące z głośników dźwięki tortur – jęki, strzelania biczem i przeraźliwe krzyki. W tej ponurej scenerii trudno o nudę i brak emocji. Ot, taka inna karta gdańskiej historii...
© Povoli.pl. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone.