Sto lat temu młody i przystojny kupiec szukał inteligentnej i zamożnej pani, oferując dyskrecję gwarantowaną słowem gentlemana. Po drodze wydarzyła się rewolucja seksualna i dziś panowie zachęcają płeć piękną, by poznała moc ich kieleckiego rumaka. Zapraszamy na „Kronikę miłosnych wypadków”.
Na początku była seria plakatów opracowanych na podstawie ogłoszeń matrymonialnych sprzed stu lat. Aby ją przygotować, Beata Filipowicz, studentka wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, spędziła wiele godzin nad pożółkłymi stronami „Kuriera Lwowskiego” i „Kuriera Poznańskiego”. Wybrane anonse otoczyła grafiką i wkrótce potem wrocławianie przechadzający się ulicą Szewską mogli oglądać wystawę pt. „Ożenek”.
– Dwudziestolecie ukazało mi się jako okres, w którym wyszliśmy z cienia małżeństw z rozsądku, chociaż dalej ten aspekt w ogłoszeniach się pojawiał. Po I wojnie światowej, w której ludzie potracili partnerów, mieli dużo motywów do układania sobie życia na nowo. Ogłoszenia, które wybrałam, z jednej strony są śmieszne, ale z drugiej pokazują autentyczną samotność i tęsknotę za bliskością drugiego człowieka. I to się przez te wszystkie lata nie zmieniło – opowiada artystka.
– Książka jest galerią postaci, których autoprezentacja zaciekawiła mnie najbardziej. Rozdźwięk między współczesnością a rzeczywistością sprzed stu lat nie jest wcale taki duży – ludzie niezmiennie szukają miłości – mówi Beata. – Zmieniła się jednak forma wypowiedzi. XXI wiek jest pełen erotyzmu, wręcz wyuzdania. Seks jest na pierwszym miejscu. Trudno nawet było mi znaleźć ogłoszenia, które pokazywały człowieka, a nie jego chęć zabawy. Mimo to nie wierzę, że dziś wszystko rzeczywiście się sprowadza tylko do seksu.
Skoro jednak nadal tak tęskno nam do wielkiej, szalonej miłości, dlaczego udajemy, że interesuje nas tylko cielesna przyjemność? Co takiego sprawia, że ludzie stają się po prostu jeszcze jednym zdjęciem do przesunięcia na ekranie? Powinno być przecież dużo łatwiej niż sto lat temu – w dobie Internetu, który sprawia, że spotkanie drugiej połówki nie jest uzależnione od szczęśliwego zbiegu okoliczności w realu. Jesteśmy mobilni, otwarci, ciekawi świata. Możemy poznawać ludzi z odległych zakątków kuli ziemskiej, nie wychodząc nawet z domu. A ukochanego lub ukochanej jak nie ma, tak nie ma...
– Przypomina mi to sytuację z supermarketu: mamy przed sobą półkę zastawioną różnymi mleczkami kokosowymi i człowiek stoi przed nią przez pół godziny, zastanawiając się, które mleczko wybrać. I w końcu nie bierze nic. Wiem, to trochę głupie, porównywać ludzi i uczucia do przedmiotów, ale takie właśnie skojarzenie przyszło mi do głowy. Może nie angażują się, bo są z jednej strony leniwi, wygodni, a z drugiej wiedzą, że mają ten wielki wybór i jeśli na kogoś się zdecydują, to coś ich ominie? – zastanawia się autorka „Kroniki”.
© Povoli.pl. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone.